poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział I


Drzwi zatrzasnęły się za parą, która wpadła do mieszkania nie odrywając się od siebie, w namiętnym szale całując się i pozbywając ubrań. Dziewczyna czuła jak chłopak zrywa z niej szybkimi ruchami kolejne części garderoby. Alkohol spowodował, że delikatnie kręciło jej się w głowie. Pchnęła go na sofę i usiadła na nim okrakiem. 
- Szybko przechodzisz do sedna sprawy. A gdzie gra wstępna?- spytał kiedy rozpinała mu rozporek.
- Wybacz, ale spieszy mi się, a chciałabym zdążyć z zakończeniem tego roku studiów w moim stylu.
- Jestem twoim zakończeniem studiów?
- Spotykaliśmy się kilka razy. Nie nazwałabym tego wprawdzie związkiem, ale jednak...- zaśmiała się i zaczęła całować jego tors. 
- A w przyszłym roku?
- Chłopie...- zaśmiała się głośno.- Nie wiem co będę robić w przyszłym tygodniu, a ty się mnie o takie rzeczy pytasz.
- Lubiłem nasz niezobowiązujący układ. 
- To być może to powtórzymy. 
..........
Dwie godziny później pospiesznym krokiem wchodziła do swojego apartamentowca poprawiając koszulę. Ominęła kontuar ochroniarza i wsiadła do jednej z wind. Kiedy wysiadła na swoim piętrze, jej jedyny sąsiad akurat siłował się z drzwiami.
- Wszystko w porządku?- spytała podchodząc wolnym krokiem do swoich.
- Znowu zepsuł się zamek. Wiem, że muszę go wymienić, ale notorycznie nie ma mnie w domu!- warknął i kopnął w nie z dużą siłą.
- Tak raczej się nie otworzą, a ty zrobisz sobie krzywdę.- zaśmiała się cicho.- Zadzwoń pod ten numer i powołaj się na mnie. Gość powinien przyjechać też w niedzielę, kiedy masz wolne. 
Podała mu wizytówkę, którą wyjęła z portfela. 
- O dzięki wielkie!- uśmiechnął się szeroko. Był to mężczyzna po trzydziestce, z lekką nadwagą i jasnymi włosami. Na co dzień pracował jako makler na Wall Street.- Jedziesz do domu?
- Na razie... A potem kto wie...- uśmiechnęła się, puściła mu oczko i zniknęła za drzwiami. W korytarzu stały już jej wszystkie walizki. Wkroczyła do kuchni i nalała do szklanki wody. Rozejrzała się po całym pomieszczeniu i westchnęła głośno. Została tu sama, gdyż wszyscy jej współlokatorzy już dawno wyjechali do domów. Poczuła wibracje telefonu w swojej kieszeni. Wywróciła oczami i odebrała.
- Jedziesz już?- spytała jej matka.
- Nie. Jeszcze nie wyjechałam. Będę za jakieś 5 do 6 godzin. Zależy od korków.
- Nie szarżuj na drodze! Wolę, żebyś była za 7 godzin niż miała się rozbić na drzewie. 
- Też cię kocham mamo. Do zobaczenia wieczorem.- rozłączyła się nie dając jej dojść do głosu. 
..........
Do samochodu wsiadła dopiero godzinę później. Pomimo iż brakowało jej domu i rodziny to liczyła, że uda jej się ominąć doroczną imprezę rozpoczynającą sezon w Hamptons. I mimo iż lubiła imprezować to akurat to było dla niej zbyt sztywne. Wyjechała wolno z podziemnego parkingu i skręciła, kierując się w stronę autostrady. Muzyka puszona z podłączonego do radia iPoda była zdecydowanie za głośnia, a jej myśli były skupione tylko na jednej rzeczy. Pokręciła gwałtownie głową i zaczęła wygrywać dłonią melodię utworu o swoje udo. Stylowa Impala, którą zażyczyła sobie na osiemnaste urodziny pędziła po autostradzie w stronę Nowego Jorku. 
- Boże głupia odpuść sobie...- powiedziała do siebie i uderzyła się dla otrzeźwienia w twarz. Przygodny seks z przypadkowymi mężczyznami, liczne imprezy i natłok nauki, nie były w stanie oderwać jej myśli od tajemniczego mężczyzny spod jej apartamentowca. I chociaż nie należała do osób będących w związkach dłużej niż jedną noc, to była nim zainteresowana. Pewnie jego czar omamił ją na tyle, żeby się z nim przespać, jednak obsesyjne myśli nie dawały jej spokoju. Dopiero jej telefon wygrywający "Sail" Awolnation oderwał ją na chwilę od widoku tych przenikliwych niebieskich oczu. 
- Czego?- warknęła do słuchawki.
- Dziwię się, że jeszcze nie miałaś wypadku przy takim natężeniu decybeli.- zaśmiał się jej brat.- Wiem co robisz...
- Co takiego robię? Oświeć mnie, geniuszu.
- Wyjechałaś później licząc, że nie zdążysz na przyjęcie. Nie liczyłbym na to. Matka zostawiła już gotową sukienkę, włącznie z wizażystką, która ma czekać aż przyjedziesz...
- Oszalała... Czemu jej tak bardzo zależy na tym, żebym tam była?- jęknęła nie zadowolona blondynka i przyciszyła muzykę. 
- Najwyraźniej bardzo jej zależy na wizerunku naszej rodziny. 
- Ohh... A ja umieram na tych pseudouprzejmych rozmowach z ludźmi, których nie pamiętam. Chociaż rozmawiam z nimi co rok... Takie mają fascynujące życia.
- Zagryź zęby i nie zawiedź mamy, dobrze?
- Ehhh... Okey. Postaram się.- jęknęła i wyprzedziła jeden z samochodów. 
- I nie zabij się po drodze. 
- Nie obiecuje. 
..........
Kiedy ostatni raz przeglądał się w tym lustrze był studentem, którego nie interesowały konsekwencje jego decyzji. Tym razem zapinał białą, cienką koszulę i poprawiał zmierzwione włosy już jako profesor, który nieco bardziej analizował swoje życiowe wybory. 
- Gotowy?- spytała jego młodsza siostra wsuwając głowę przez szparę w drzwiach. 
- Uświadomiłem sobie właśnie, że nie byłem tutaj od studiów. 
Dziewczyna uśmiechnęła się i weszła do pomieszczenia. Zmierzwiła mu dłonią włosy.
- Tak wygląda lepiej. Będzie tam sporo wolnych kobiet.
- Chcesz mnie swatać siostrzyczko.
- Stuknęła ci trzydziestka, braciszku. Czas najwyższy znaleźć sobie towarzyszkę.
- Jasne...
- Dzieci mieć.
- Wymyślasz.- zaśmiał się szczerze i objął szatynkę.
- Taki stary, a taki niedojrzały.- odparła z poważną miną. 
- Kate. Jak się ktoś idealny znajdzie to zmienię swoje nastawienie. 
Dziewczyna uśmiechnęła się i pokręciła lekko głową.
- Jesteś niemożliwy, panie profesorze. 
- Ciesz się, że jest Liam...- odparł i pociągnął ją za rękę w dół schodów. Zeszli wolnym krokiem i dołączyli do rodziców czekających przy samochodzie. 
- Gotowy na niesamowicie nudny wieczór?- spytała kiedy zatrzasnęły się za nimi drzwi.
- Kochanie, przeżywam imprezy akademickie. Nic nie jest mi straszne.- odparł unosząc zawadiacko jedną brew.
..........
Wolnym krokiem ruszyła w stronę ogromnych, przeszklonych drzwi prowadzących do pięknego, zatłoczonego ogrodu. Już na schodach słyszała wszechobecną muzykę. Z niesamowitą gracją okręciła się wokół własnej osi i chwyciła jeden z kieliszków z szampanem, który stał na tacce niesionej przez urodziwą kelnerkę. Jej lazurowa sukienka tuż przed kolano wirowała między jej nogami, a jej dopasowana góra podkreślała idealną figurę. Wysokie, czarne obcasy stukały o posadzkę. Twarze wszystkich zgromadzonych nagle odwróciły się w jej kierunku. Uśmiechnęła się łobuzersko i zeszła po schodach. 
- Lubisz mieć mocne wejścia, co?- spytał jej brat podchodząc do niej i nadstawiając ramie. 
- Powinieneś mieć tutaj jakąś seksowną blondynkę...
- Mam...
- Nie mówię o sobie, głupku...- zaśmiała się głośno. Jej melodyjny śmiech niósł się między zgromadzonymi. W ich kierunku już zmierzała już jej przyjaciółka. Poprawiła dekolt odsłaniający jej pełne piersi i uśmiechnęła się w jej kierunku. Uściskała ją mocno.
- Mam nadzieję, że nie zrujnowałaś naszego mieszkania z tej samotności.- zaśmiała się szatynka. Evelyn odrzuciła głowę do tyłu i jęknęła głośno.
- Przeciwnie... to był najlepszy tydzień w moim życiu...- zażartowała. 
- Oh... Evelyn musisz spotkać się z moim bratem.
- Bratem? Ah mówisz o Christianie? Od kiedy on przyjeżdża tu na wakacje.- powiedział Patrick upijając łyk szampana. 
- Najwyraźniej od tego. 
Blondynka odwróciła się w kierunku, w którym patrzyła jej przyjaciółka. W ich stronę szedł przystojny mężczyzna ubrany w jasne lniane spodnie i koszulę. Jego włosy były zmierzwione, a oczy stanowcze. Uśmiechnęła się do siebie.
- Christian... To ty.- powiedziała patrząc mu w oczy. I oto facet, którego twarz widziała w snach stał przed nią. Uśmiechnął się na jej widok i schylił aby pocałować jej dłoń.
- Gdybym wiedział wtedy, że to ty...
- Kiedy ostatni raz mnie widziałeś, jestem prawie pewna, że byłam zasmarkaną dziewięciolatką, zapewne zakochaną w jakimś boybandzie. 
- Nie wykluczam takiej możliwości.- odparł z uwodzicielskim uśmiechem.
- Witamy znowu w Hamptons.- powiedziała i odwróciła się odchodząc w stronę innych gości. Żeby go uwieść musiała być niedostępna. Taki był jej plan. 
..........
Przez cały wieczór ją obserwował. Była jak rekin, który krąży wokół tylko po to, żeby złapać coś na przekąskę. Pewna siebie, uwodzicielska i pełna seksapilu. Każdy mężczyzna oglądał się za nią, kiedy pojawiała się w pobliżu. W końcu stanęła z boku z kieliszkiem wina, przymknęła oczy i zaczęła lekko bujać się w rytm muzyki. Wyglądała jak bogini. Rozchyliła lekko wargi. Podejrzewał, że cicho jęknęła. Wypiła tego dnia dość sporo alkoholu, a przyjęcie dopiero było na półmetku. W końcu otworzyła swoje niebieskie oczy i spojrzała wprost na niego. Nie speszył się, ruszył w jej kierunku odstawiając kieliszek. Chwycił ją w ramiona.
- Widzę, że desperacko chcesz tańczyć.- szepnął jej do ucha i pociągnął w stronę plaży.
- Z tobą?- zaśmiała się cicho. Nagle poczuła jak jej buty zapadają się w piasku. Zrzuciła je i zostawiła. Przyciągnął ją do siebie.- Nie lubisz gry wstępnej?
- Nie, kiedy kilka miesięcy mi zajmuje odnalezienie dziewczyny z ulicy.- wyszeptał jej do ucha. Jego dłoń zjechała w dół jej pleców. Czuł jak jej ciało wije się w rytm melodii.
- Uważasz, że się z tobą prześpię tylko dlatego, że wziąłeś mnie na randez-vous pod gwiazdami?- spytała zbliżając swoją twarz do jego.
- Nie...
- Chciałbyś tego?- jej wargi zbliżyły się do jego szyi. Ciepły oddech owionął jego włosy, a szczupłe palce, zakończone długimi paznokciami złapały go za twarz i mocno ścisnęły. Blask księżyca odbijał się w jej oczach, kiedy ocierała się o niego swoim szczupłym ciałem. Przygryzła wargę i popatrzyła mu w oczy.
- To chyba ty próbujesz mnie uwieźć...- warknął.
- Być może...- jej wzrok zatrzymał się na jego wargach. 
- Wiesz, że to nie ładnie i bardzo niebezpiecznie uwodzić i flirtować z obcym mężczyzną na ulicy? Mógł się okazać nieokiełznaną bestią.
- Jak dobrze, że do bestii mu daleko. 
- Skąd ta pewność?- powiedział z groźnym wyrazem twarzy wpatrując się w nią intensywnie. 
- Gdybyś był bestią już dawno posiadłbyś mnie na którymś z tych drzew. 
Puścił jej ciało i pchnął na pobliskie drzewo wpijając się w jej usta. Całował ją zachłannie i nieco brutalnie trzymając jej twarz w dłoniach. Wsunęła swoje pod jego koszule i zaczęła drapać jego plecy. Czuła jak kora wbija jej się w skórę. Wydała z siebie dziki jęk przesunęła jedną z dłoni i wplotła w jego włosy. Podniósł ją do góry wyrównując nieco wysokość. Oplotła go nagimi nogami w pasie. Odsunęła się od niego dysząc głośno. Oblizała wargi, opuściła nogi na ziemię i poprawiła sukienkę. Odwróciła się i wzięła buty z piasku. 
- To taki... spoiler...- zaśmiała się i odeszła w stronę swojego ogrodu. Stał tak chwilę próbując uspokoić oddech. Poprawił włosy i koszulę. Nie mógł jej rozgryźć. Tak jak przewidywał. Przejechał palcami po wargach i uśmiechnął się pod nosem. Czuł, że to będzie intensywne lato.

czwartek, 24 lipca 2014

Prolog

Blond włosy opadały na jej smukłe ramiona kiedy szła powoli jedną z bostońskich ulic. Na ramiona miała narzucony długi czarny sweter, którym starała się szczelnie otulić. Dzień był wyjątkowo chłodny, a ona nie czuła się najlepiej już od rana. Niebo było spowite gęstymi chmurami, z których lada chwila mógł spaść zimny deszcz. Z oddali słychać już było złowrogie grzmoty, które zwiastowały potężną nawałnicę, zapowiadaną przez wszystkich meteorologów. Przyspieszyła chcąc znaleźć się jak najszybciej w domu. Przestała zwracać uwagę na wszystkich dookoła, potrącała ich i kilkukrotnie o mało nie wylądowała na chodniku. W końcu poczuła silne uderzenie i ramiona, które uchroniły ją przed upadkiem. Spojrzała w niebieskie oczy swojego wybawiciela.
- Wszystko w porządku?- spytał mężczyzna.
- Tak… Przepraszam, spieszę się. Chyba nie zwracałam uwagi na otaczających mnie ludzi.
- Każdy gdzieś się spieszy. To nie zbrodnia, nie masz za co przepraszać…
Poprawiła ubranie i stanęła przed nim o własnych siłach. Był bardzo przystojny i ewidentnie przejmował się tym co się z nią działo.
- Dziękuje. Powinnam w końcu patrzeć gdzie idę.- uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko.- Chociaż to miłe wpadać na takich ludzi jak pan... A teraz przepraszam, ale naprawdę mi się spieszy. Wole zdążyć przed burzą.
- Może cię podwieźć?
- O nie. Dziękuję, ale jestem już prawie na miejscu.- powiedziała i ruszyła przed siebie. Odwróciła się jeszcze raz, aby na niego spojrzeć. Przypatrywał się jej oddalającej się sylwetce. Spuściła wzrok i weszła do wysokiego apartamentowca, w którym mieszkała. Kiedy zamknęły się za nią drzwi windy, oparła się o lustrzaną ścianę i uśmiechnęła pod nosem. Już taka była. Podobało jej się sporo mężczyzn. Szczególnie tych mijanych na ulicy. Z jednymi nawiązywała kontakt, a z innymi nie. Szansa na to, że jego spotka jeszcze raz była zerowa. Nie miała zamiaru rozpaczać. Pojawią się następni, którzy ją zainteresują.
..........
Patrzył za jej oddalającą się sylwetką. Była przepiękna, tajemnicza i pomimo sytuacji w jakiej się znaleźli, uwodzicielska. Uśmiechnął się kiedy odwróciła się ponownie w jego kierunku po czym ruszył w stronę swojego samochodu. Cały czas towarzyszyło mu wrażenie, że gdzieś już ją widział. Nagle zadzwonił jego telefon.
- Jesteś w mieście i nie dajesz mi o tym znać?! Powinnam się obrazić!- krzyknęła do słuchawki jego siostra. 
- Chciałem ci zrobić niespodziankę i przyjechałem pod twoje mieszkanie, ale było puste. 
- Christian... widujemy się tak rzadko, a ty ryzykujesz, że mnie nie spotkasz na rzecz niespodzianki?- dodała nieco spokojniej.
- Wybacz. I tak nie zobaczylibyśmy się na długo. Muszę zaraz wracać do Kalifornii. Chciałem ci tylko powiedzieć, że jednak przyjadę w wakacje do Hamptons. 
- Naprawdę?! To cudownie! Oh... To będą niesamowite wakacje!- powiedziała uradowana. 
- Wybacz, ale muszę kończyć. Właśnie jadę na lotnisko. Uważaj na siebie.
- Ty też. Kocham cię braciszku... 
- Ja ciebie też...
..........
Miłość od pierwszego wejrzenia. Jedni w nią wierzą, inni nie. Niezaprzeczalne jest jednak to, że czasami spotykamy osobę, do której coś nas przyciąga od samego początku. Czasem mamy jedną, jedyną okazję do tego, aby się zbliżyć. Czasem pierwsze spotkanie okazuje się równocześnie ostatnim. Codziennie mijamy na ulicy tysiące ludzi. Ale czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się, że być może, jedna z tych osób to miłość naszego życia?